Wybór roweru miejskiego może być równie trudny jak w przypadku zakupu roweru górskiego bądź szosowego, dlatego warto na początku zastanowić się, czego dokładnie od takiego sprzętu oczekujemy. Jak często, jak daleko, w jakim celu? – To podstawowe pytania wymagające odpowiedzi. Odpowiedź na nie mocno przybliży nas do wyboru, którego nie będziemy żałować.
Rower miejski wielu z nas kojarzy się ze stalową, tradycyjną konstrukcją – tak zwanym „holendrem” na 28-calowych kołach z giętą kierownicą typu „jaskółka” i geometrią cechującą się niską wartością parametru „reach”, która pozwala przyjąć wyprostowaną, wygodną pozycję. Nieodzownymi elementami takich rowerów są błotniki, bagażnik i osłona łańcucha. Dodatkowo znaleźć w nich możemy oświetlenie na dynamo/prądnicę, podpórkę, osłonę tylnego koła, koszyk na kierownicy, a nawet przedni bagażnik. W zależności od modelu, klasyczny rower miejski może ważyć od 15 do nawet 20 kg. Wybór takiego roweru w XXI w. można motywować tylko względami wizualnymi bądź sentymentalnymi. Geometria z lat 50. minionego wieku, wyprostowana pozycja oraz duża waga sprawiają, że takie rowery nie są zbyt zwinne i z reguły słabo hamują. Jazda takim rowerem może być jednak na tyle przyjemna, że nie sposób ich odradzać. Świadomy swych potrzeb rowerzysta z pewnością będzie zadowolony z unowocześnionego klasyka.
Waga CIĘŻKA
Dobrymi rowerami miejskimi są… rowery trekkingowe. Mają wszystko co trzeba, by sprawnie poruszać się po mieście od poniedziałku do soboty, a w niedzielę sprawdzą się podczas wycieczki za miasto. Rama rowerowa wykonana z aluminium sprawia, że nie są tak ciężkie, jak będzie się wydawać na pierwszy rzut oka, lecz nie powinniśmy się nastawiać, że będą lekkie, bowiem zdecydowana większość rowerów miejsko-turystycznych wyposażana jest w amortyzatory i piasty prądotwórcze. Jeżeli zależy nam na uniwersalności roweru trekkingowego, a chcemy, by ważył jak najmniej, powinniśmy się zainteresować droższymi modelami z amortyzatorem powietrznym (zamiast sprężynowego) lub wręcz ze sztywnym widelcem. Do roweru trekkingowego bez klasycznych amortyzatorów możemy dokupić amortyzowany mostek i/lub amortyzowaną sztycę i większość miejskich nierówności będzie nam niestraszna, a rower o niższej wadze łatwiej będzie się rozpędzał, szybciej zatrzymywał, zaś przenoszenie go po schodach przestanie zniechęcać do przejażdżek.
Rowery trekkingowe mogą być wyposażone w różne rodzaje napędu: z przerzutką planetarną w piaście lub z klasyczną przerzutką zewnętrzną (na hak lub śrubę). W jeździe miejskiej zdecydowanie lepiej sprawdzi się to pierwsze rozwiązanie, gdyż zwalnia nas z konieczności dbania o czystość wielu zębatek kasety i kółek prowadzących przerzutki. Minusem tego systemu jest masa (rotująca!) i cena. W tańszych modelach spotkamy piasty 3-biegowe, w trochę droższych możemy liczyć na 7, rzadziej 8, zaś sama piasta 11-rzędowa, stosowana w najbardziej zaawansowanych modelach, kosztuje tyle, co cały rower w wersji budżetowej (ok. 1500 zł). W tym momencie, aby przybliżyć się do właściwego wyboru, należy pochylić się nad topografią miasta. W całkowicie płaskim 3 biegi powinny nam w zupełności wystarczyć. Przy bardziej zróżnicowanej rzeźbie terenu warto zastanowić się nad 7-biegową przerzutką, a jeśli miasto jest mocno pagórkowate, całkowity komfort zapewni nam dopiero 11-biegowa piasta.
Napędy z przerzutkami zewnętrznymi powinniśmy rozważyć przy ograniczonym budżecie, a także w sytuacji, gdy rowerem raz na jakiś czas będziemy chcieli wybrać się na dłuższą przejażdżkę bądź wziąć go wręcz na wakacje np. w góry.
A może bezkompromisowo?!
Masz miejsce na kilka rowerów? Nie interesują cię kompromisy? Szukasz roweru dynamicznego, zaprojektowanego od początku do końca pod kątem wyzwań miejskiej dżungli? Jeśli tak, to producenci rowerów o tobie nie zapomnieli. Najciekawszą naszym zdaniem ofertę ma w tym segmencie kalifornijska marka Marin, która ma dwa podobne, a jednocześnie bardzo różne modele typu „urban”.
Pierwszym model, ochrzczony jako Presidio, jest konstrukcją aluminiową i występuje w 4 wersjach. Głównymi zmiennymi będą: materiał widelca, model piasty planetarnej (przerzutka), sposób przenoszenia napędu (łańcuch lub kevlarowy pasek). Na bardzo dużą pochwałę zasługuje fakt, że wszystkie wersje mają wewnętrzne prowadzenie pancerzy oraz hydrauliczne hamulce tarczowe, zaś w 3 wersjach decyzję odnośnie wyposażenia dodatkowego (oświetlenie, błotniki, podpórka) pozostawiono nam, dzięki czemu nie zapłacimy za coś, co planowalibyśmy zdemontować lub wymienić na bardziej odpowiadające nam warianty.
Wersja najtańsza, Presidio 1, to aluminiowa rama, widelec ze stali chromowo-molibdenowej (cięższy od aluminium, lecz lepiej pochłania drgania), 3-biegowa piasta Shimano Nexus i przeniesienie napędu z korby na tylne koło przy pomocy łańcucha. Cena jest bardzo atrakcyjna i wynosi ok. 2,5 tys. zł.
Presidio 2 to już 7 biegów w piaście planetarnej, aluminiowy widelec, czyli niższa waga, lecz wciąż tradycyjne przeniesienie napędu łańcuchem w cenie ok. 3 tys zł.
Presidio 3 to dodatkowe 900 zł względem niższego modelu, za które dostajemy 8-biegową przerzutkę Microshift i cichy, bezobsługowy pasek zamiast łańcucha. W przypadku tej wersji można nieco żałować, że producent postawił na niższą cenę zamiast karbonowego widelca, jaki znajdziemy dopiero w Presidio 4 za ok. 8,5 tys. zł. Tak, to nie pomyłka. Cena jest wysoka, jednak otrzymamy za nią naprawdę rasową, kompletną maszynę gotową stawić czoło najbardziej brutalnemu miastu. Zwężana główka ramy, sztywne osie, suport Hollowtech II, widelec w całości wykonany z włókna węglowego, obręcze tubeless ready, customowe, aluminiowe błotniki, aluminiowy bagażnik, diodowe oświetlenie i w końcu to, co sprawia, że rower świetnie się rozpędza i jest w stanie pokonać naprawdę strome podjazdy – 11-biegowa przerzutka Shimano Alfine. To wszystko bez wątpienia warte jest swojej ceny.
Drugim rowerem jest Marin Muirwoods. Rower, który zasługuje na osobny wpis, bo zbudowany został na chromowo-molibdenowym framesecie, który sam mógłby kosztować 2 tys. zł, a za kompletny rower zapłacimy 2,5 tys. zł.
No Comments